Rząd kanadyjski rozważa wprowadzenie większej kontroli nad tym, jak udzielane są prywatne kredyty. Być może już niedługo trudniej będzie pożyczyć pieniądze na dom czy mieszkanie.
Zdaniem ministerstwa finansów, służb regulujących rynek, federalnej agencji mieszkaniowej i banku centralnego, rosnące znaczenie prywatnych firm pożyczkowych może być niebezpieczne dla stabilności ekonomicznej kraju. Ok. 10 proc. rynku kredytów mieszkaniowych w Kanadzie obsługują właśnie takie firmy, zwykle zakładane przez bogate osoby indywidualne. W porównaniu z bankami to wciąż niewielki procent, ale od zeszłego roku zyskały na popularności – to wtedy wprowadzono prawo, zgodnie z którym trudniej dostać kredyt w zwykłym banku.
Firmy mają łatwiej niż banki
Tradycyjne banki pożyczają najczęściej do 80 proc. wartości domu. W przypadku firm pożyczkowych jest to nawet 90 proc. Zdaniem ekonomistów naraża je to na większe ryzyko. Gdyby klienci nie byli w stanie spłacać kredytów, prywatna firma nie dałaby rady pokryć tych kosztów z własnej kieszeni w przeciwieństwie do banku, który ma duże rezerwy finansowe. Problemy takich firm mogłyby z kolei przyspieszyć spadek cen i zaszkodzić całemu rynkowi.
Od zeszłego roku obowiązuje nowe prawo B-20. Chodzi w nim o to, że nie wystarczy już, by banki sprawdziły zdolność kredytową klienta. Muszą też stwierdzić, czy byłby on w stanie spłacać kredyt, gdyby zwiększyły się stopy procentowe. Na przykład: osoba, która pożycza pieniądze na 4 proc., musi udowodnić takie zarobki, jakby pożyczała na 5 proc. Dla banków to dodatkowe zabezpieczenie, bo zmniejsza ryzyko, że kredyt zostanie niespłacony w razie podwyższenia stóp procentowych. Dla klientów jest to jednak bardzo uciążliwe, szczególnie że w wielu przypadkach stopy procentowe wcale nie wzrosną, a uniemożliwia to wzięcie kredytu. Dlatego od zeszłego roku mniej osób pożycza z banków, a więcej – prywatnie.
Będzie zmiana w kredytach?
Prywatnych firm nie obowiązują te zasady, bo odpowiadają one przed lokalnymi urzędami, a nie przed głównym nadzorem instytucji finansowych (OSFI). To się może zmienić, bo Ministerstwo Finansów rozważa poddanie ich tym samym regułom, co banki. Urzędnicy Ministerstwa, Banku Kanady i Canada Mortgage and Housing Corp (CMHC) odbyli ostatnio spotkanie, w czasie którego poruszali właśnie tą kwestię. Według projektu firmy pożyczkowe, tak jak banki, musiałyby sprawdzać, czy ich klienci mogą pożyczyć pieniądze na 200 punktów większą stawkę, niż obowiązująca. Drugi pomysł to zaostrzenie regulacji, ale nie aż tak szczegółowe; czyli np. podwyższenie wymaganej wysokości zarobków przy podejmowaniu decyzji o udzieleniu kredytu.
Firmy pożyczkowe rosną w siłę
Dodatkowym argumentem urzędników jest to, że takie firmy pożyczają na 10, 15, a czasem nawet 20 procent, więc ich klienci muszą zwracać im o wiele więcej pieniędzy niż bankowi, który ustala stawkę najwyżej na 3-5 procent. W listopadzie zeszłego roku Bank Kanady opublikował dane, z których wynika, że wówczas 8,7 proc. pieniędzy pożyczanych w Toronto pochodziło od firm pożyczkowych. Zdaniem niektórych ekonomistów teraz może to być już 10 procent. A według ekonomisty Benjamina Tala z CIBC World Markets, w przyszłości mogą one obsługiwać nawet 15 – 20 proc. rynku. Wówczas każdy problem dotykający takich firm mógłby mocno zaszkodzić gospodarce, a przynajmniej sytuacji na rynku mieszkań.

Post a comment